niedziela, 11 września 2016

Trzęsienie ziemi we Włoszech - PAMIĘTAMY!


24 sierpnia 2016 nastąpiło trzęsienie ziemi na styku czterech regionów środkowych Włoch: Lacjum, Marche, Umbrii i Abruzji. 



w.tvn24.pl


Od tamtego dnia minęło już dość dużo czasu, aby wszystko zdążyło ucichnąć. W tv i Internecie pokazano kilka zburzonych ulic, pewną ilość zapadających się dróg, trochę ofiar, które straciły domy, pogrzebów, psów - bohaterów, dyskusje na temat niemożności przewidywania trzęsień ziemi i skandal związany z antysejsmicznymi zabezpieczeniami budynków. Aha, jeszcze reakcja Charlie Hebdo, ta z sosem pomidorowym i lazanią. A potem szlus. Przechodzimy do następnego niusa. Bo a nuż naszym widzom się znudzi, nasi widzowie potrzebują ciągłych stymulacji, nasi słuchacze dążą do zmian, nowości, a co nieaktualne, to praktycznie śmierć dla oglądalności, a tym samym dla całej stacji! 

Tam, gdzie mieszkam, prawdopodobieństwo trzęsień ziemi jest minimalne. Podziwiam Włochów, którzy rodzą się, zakładają rodziny i prowadzą "normalne" życie na terenach zagrożonych, ale właściwie - co mają robić? Gdzie iść? Dokąd uciec? Gdyby tak wszyscy z takich miejsc we Włoszech wyjechali, prawie połowa włoskiej populacji musiałaby się przenieść (dokąd?), bo zagrożonych obszarów jest w Italii naprawdę mnóstwo. 

Ale to, że na północnym zachodzie Włoch rzadko dochodzi do trzęsień ziemi, nie znaczy, że nigdy go nie przeżyłam. Odkąd tu mieszkam, trzy razy ziemia zatrzęsła się pode mną. To dziwne uczucie, ale nigdy nie odczułam w związku z nim żadnego większego strachu. Zresztą, nigdy nic poważniejszego się w tym względzie nie działo. Trochę pobujało, ale nawet nie wychodziłam z domu, po wszystkim po prostu wracałam do łóżka i tyle. Ale w zeszłym roku w wakacje wybrałam się na zwiedzanie Abruzji, zachwycającej zresztą, ale - aż żal to napisać - kompletnie pokonanej przez trzęsienie z 2009 roku. Stolica regionu - Aquila do tej pory (czyli przez 7 lat!) nie podniosła się z klęczek... Stare miasto w tej miejsowości po prostu przestało istnieć, do dziś zagrodzone jest większość jego ulic. W jednym z nielicznych otwartych przy głównym placu miasta barach usłyszałam opowieść mieszkanki o tym, że śmierć ludzi pod gruzami zawalonych domów to nie wszystko. Były jeszcze kolejne miesiące, w których drastycznie zwiększyła się liczba zawałów. Nastąpiło to w momencie, kiedy wielu ludzi zrozumiało, że bezpowrotnie straciło dorobek całego życia.

Mniej więcej półtora miesiąca temu - pod koniec lipca - spędzałam wakacje między włoską Ventimiglią a francuską Niceą. Trzęsienie, które zaskoczyło mnie w nocy, miało siłę nieco ponad 3 stopni, a więc niewiele. Ale wtedy, mając w pamięci Aquilę, przestraszyłam się naprawdę.

Mój blog dotyczy Włoch, Mediolanu i przede wszystkim - mody, ale po tym, co zdarzyło się w sierpniu w Amatrice i przyległych miejscowościach, nie byłam już
 pewna, czy chcę go kontynuować. Jaki sens ma pisanie o rzeczach materialnych, ciuchach, kiedy tam tylu zginęło? Ale z drugiej strony - gdybyśmy zawsze mieli tak myśleć, siedziałabym przez pół życia i nie robiła nic innego, tylko płakała, prawda? A, moim zdaniem, w życiu najważniejsze są właśnie sprawy, które przynoszą nam radość, relaks, zaspokajają ciekawość świata. 

Jeśli więc, czytając ten blog, choć na chwilę oderwiecie się od smutnych, absurdalnych czy przerażających wieści ze świata, to już mój wielki sukces. Dlatego nie zrezygnuję i dalej będę odkrywać przed Wami Włochy. Już niebawem kolejny wpis.








Brak komentarzy: